Historia na ekranie ma nam coś do przekazania ale nie czyni tego w sposób dosłowny i szablonowy. Trochę mi przypominało klimatem "No country for Old Man" albo te lepsze filmy Clinta Eastwooda... zakończenie niesie istne katharsis, nie tylko dla filmowej postaci ale i dla widza.
Z wyraźnych inspiracji widać tu jeszcze "Dajcie mi głowę Alfredo Garcii", "Ostatniego kowboja" i świetny film chiński, którego tytułu niestety zapomniałem (o człowieku odwożącym swego martwego przyjaciela do rodzinnej wioski). Dość podobny motyw jest również w naszym rodzimym "Pogrzebie kartofla", choć wątpię, żeby twórcy "Trzech pogrzebów..." go widzieli.
Generalnie, scenariusz nie jest wcale specjalnie oryginalny ani zaskakujący. Widzę też w nim jeden niewyjaśniony wątek SPOJLER
Czy Pete podejrzewał Mika o celowe zabójstwo z zazdrości? Powinien, bo przecież nie wiedział, że Mike nie wie, że Mel dymał jego żonę. Ale przyjmuje za dobrą monetę wyjaśnienia Mika, że to był wypadek.